Nocą, we śnie, uczestniczę niekiedy w sytuacjach powtarzających się parokrotnie, za każdym
razem z innym zakończeniem. Ale to sen tylko (a może aż; nasze niepoddające się prawom jawy życie w życiu), w którym mam możliwość przeżyć coś parokrotnie, przeżyć to bez konsekwencji (może prócz przyspieszonego bicia serca) i zawsze z szansą na zmianę (którejś z kolejnych nocy)…
Ale czy – jak w moim śnie – startujemy zawsze z tego samego punktu? Jeśli tak, to co jest tym pierwszym punktem na naszej życiowej drodze?
W filmie „Przypadek” Krzysztofa Kieślowskiego takim umownym punktem była pogoń spóźnionego Witka za odjeżdżającym pociągiem.
„Przypadek”, wg słów samego reżysera, jest nie jest
opisem świata zewnętrznego, a wewnętrznego. Jest opisem jakichś sił,
które targają ludzkim losem, które człowieka popychają w tę albo tamtą stronę.
/Krzysztof Kieślowski. O sobie, Wydawnictwo Znak 1997/
Życie Witka decyduje się dopiero w czasie biegu za uciekającym pociągiem. Czy pociąg symbolizuje szansę i warto resztką sił dogonić go i wskoczyć na zewnętrzny stopień wagonu ryzykując zsunięcie się pod pociąg, czy raczej korzystniej będzie na niego nie zdążyć?
Zastanawiająca jest ta
kruchość ludzkich przekonań:
przecież peronem biegnie
wciąż ten sam człowiek
– do tej pory kształtował
się (politycznie, emocjonalnie, światopoglądowo)
tak samo w każdym z
wariantów. Aż do momentu biegu po peronie.
Ale to film. Trzy części i trzy obrazy życia rozpoczynające się od momentu wyznaczonego przez scenarzystę i reżysera w jednej osobie: przez Kieślowskiego.
Dla mnie bieg po peronie jest symbolem nie jakiegoś ważnego momentu w życiu, wyjątkowego i niepowtarzalnego, ale jest symbolem wszystkich momentów, z których utkane jest nasze życie. Zazwyczaj te chwile mijają niezauważalnie – płyną jedna za drugą, nieustająco, wartkim nurtem.
Te znaczące momenty naszego życia rozgrywają się na każdym jego etapie – można rzec: są, ale jakby ich nie było.
Może dlatego trudno nam rozpoznać, od czego zależy nasz
los – oczekujemy, że będzie to zauważalne, możliwe do wyodrębnienia przez
nas zdarzenie: otrzymanie ważnej wiadomości, spotkanie dawno niewidzianej
osoby, odniesienie właścicielowi zgubionego przedmiotu.
I zaraz potem popłynie lawina kolejnych, zdeterminowanych wcześniejszym,
jakby pierwotnym impulsem zdarzeń… przypadkowych, a
może jednak zaplanowanych przez tajemniczego planistę?
Czy w ogóle powinniśmy mówić o losie, a jeśli tak, to czy jesteśmy wobec niego całkowicie bezwolni, czy też (nie posiadając wszak wiedzy, co on nam szykuje) możemy w jakikolwiek stopniu nim „sterować”?
Wierzący w boga, może w przeznaczenie – inaczej niż ateiści odpowiedzą na te pytania – albo lepiej: innymi drogami zechcą wędrować ku wyjaśnieniu genezy kształtu, jaki przybrało ich życie.
„Jeszcze parę razy słyszał,
co ludzie o nim mówią, nie wiedząc, że słucha,
i za każdym razem trochę go to
zmieniało.”
/za „Przypadek i inne teksty, Krzysztof Kieślowski,
Wydawnictwo Znak, Kraków 1998/
Co jest w nas najsilniejsze? Co oddziałuje na nas najmocniej albo najtrwalej? Czego jesteśmy w stanie bronić do ostatniej kropli krwi, a z czego łatwo zrezygnujemy…
Być może pozostaniemy na zawsze w niemożności odpowiedzi na te i inne pytania…